PILNE

Dancingi w Feniksie. Goście bawią się już po południu

06 maja 2017 Apetyt na Kraków
Autor:  Małgorzata Bożek

fot. Klub Feniks

fot. Klub Feniks

fot. Klub Feniks

fot. Klub Feniks

fot. Klub Feniks

fot. News.Krakow.pl

Moda na dancingi wcale nie przywędrowała ze stolicy. W Krakowie już od czasów przedwojennych przy ul. św. Jana 2 działał słynny Feniks. Przychodziło się tu na tatara, wódkę i tańce – nie tylko wieczorami, ale i po południu. Podobnie jest do dziś.

W Feniksie tańczy się od 16. Kiedy przychodzę tu w czwartek trwa właśnie typowy „five”. Na parkiecie przy rytmach piosenek Boney M bawią się trzy panie w wieku na oko 50+. Leci utwór „Rivers of Babylon”, potem coś Krzysztofa Krawczyka. Kobiety wołają siedzącą koleżankę, ale odpowiada, że czeka na bardziej skoczny kawałek. Za oknem jest jeszcze jasno.

Tłumy pojawiają się na „five’ach”, szczególnie w niedzielę. Królują na nich raczej starsi goście.  Sylwester Sekunda, który oprowadza mnie po imponujących wnętrzach klubu, jego prowadzenie przejął po swoim ojcu 5 lat temu. Podkreśla, że przez lata istnienia wygląd lokalu bardzo się nie zmienił. Wciąż siedzi się tu w lożach na lekkim podwyższeniu, sufit ozdabiają ogromne lampy z lat 60., a parkiet jest widoczny niemal z każdego miejsca. Jaka jest tajemnica niezmienności Feniksa? - Konsekwencja i nie uleganie modom – zaznacza właściciel.

Klub powstaje w 1933 roku w budynku Towarzystwa Ubezpieczeniowego „Feniks”. Architektem odpowiedzialnym za projekt kamienicy, w której będzie się mieścił jest Adolf Szyszko-Bohusz, krytykowany za tę odważną realizację. Budowla powstaje na miejscu trzech wyburzonych w 1914 roku kamienic.

W rok po jej ukończeniu otwarty zostaje Klub Feniks. Jest pierwszym tego typu lokalem w Krakowie. Działa nieprzerwanie również w czasie II wojny światowej, tyle że przychodzą do niego wtedy głównie Niemcy. Tłumy odwiedzają go również w czasach PRL-u, kiedy jednym z punktów programu artystycznego jest striptiz. Konkurencją dla klubu stają się w kolejnych latach „Warszawianka” przy ul. Radziwiłłowskiej, „Kaprys” przy Floriańskiej, a dużo później także „Dolce Vita” przy ul. Grodzkiej, która przeniosła się na Kazimierz. Pozostałe dwa dziś już nie istnieją.

Obok stanowiącej serce Feniksa sali czerwonej, w której dziś można coś zjeść, posłuchać muzyki i potańczyć, funkcjonowała przed laty również sala dzienna. – Później podzielono je na pół, tamtą część wziął Jan Pietrzak i jego Kabaret Pod Egidą, drugą mój tata, który prowadził Feniksa przez te wszystkie lata – wspomina Sylwester Sekunda. Aktualnie sala obok stoi pusta.

W klubie przez lata bawią się artyści Piwnicy pod Baranami, którzy jeszcze w 2000 roku organizują w Feniksie zabawę sylwestrową. Wpadają też aktorzy z pobliskich teatrów, krakowska bohema, a nawet służby mundurowe. Dziś wciąż można spotkać tu wielu sławnych ludzi, ale właściciel zachowuje dyskrecję, nie chcąc zdradzać nazwisk swoich klientów.

Od początku królują tu dancingi. Kiedyś wszyscy przychodzili do Feniksa w garniturach, sukienkach, „na galowo”. Dziś tzw. dresscode jest traktowany nieco mniej restrykcyjnie, choć właściciel podkreśla, że wciąż liczy się elegancja. - Jeszcze w latach siedemdziesiątych obowiązywał tu odpowiedni strój. Teraz oczywiście nie tolerujemy dresów, ale moda na tyle się zmieniła, że panuje w niej większa różnorodność, np. trampki można założyć do garnituru i wszystko jest w porządku – zaznacza Pan Sylwester.

Charakterystyczny dla Feniksa  przekrój wiekowy gości, od dwudziestu paru lat do „plus nieskończoności”. To szczególnie ważne dla starszych osób, dla których w Krakowie nie ma zbyt wielu możliwości tego typu rozrywki. W Feniksie z myślą o nich niezmiennie organizuje się tu wspomniane „five’y”. Stali bywalcy przychodzą na nie punktualnie. Podobnie jest z wyjściem z lokalu – mają stałe pory opuszczania imprezy.

Po popołudniowych tańcach zaczynają się nocki, wtedy pojawia się więcej młodych osób, ale często towarzystwo jest mieszane i bawi się razem. Przez półgodziny gra zespół na żywo, a przez kolejne pół DJ, tak, by każdy znalazł w muzycznym pakiecie coś dla siebie. Od przeszło 30 lat śpiewa tu także Andrzej Dzielski, który występuje zawsze w sobotę po północy.

Rolę klubowego DJ-a pełni brat pana Sylwestra, pracujący w klubie już niemal 30 lat. Nie jest zresztą jedynym pracownikiem z tak długim stażem. Eleganccy, dostojni, bezszelestni kelnerzy, jedni z najsłynniejszych w Krakowie, serwują specjały Feniksa nawet od 20 lat.

Najdłużej z lokalem związana jest słynna pani Maria, która w kuchni zajmuje się m.in. rozdysponowaniem alkoholu – od przeszło 40 lat. Obecnie pojawia się w niej nieco rzadziej, zwykle podczas weekendowych rautów, kiedy lokal pęka w szwach.

Niemal od początku istnienia Feniksa ważna jest też jego funkcja restauracyjna. Dzięki temu klienci mogą znaleźć wszystko w jednym miejscu – jedzenie, parkiet do tańca i muzykę na żywo. Kiedyś przy wejściu trzeba było wykupić bon konsumpcyjny o wartości 20 zł i za tą kwotę można było sobie wybrać coś z menu. To był sposób na klientów, którzy cały wieczór chcieli przesiedzieć przy jednej herbacie. Dziś bony zniknęły. Nie zmieniło się za to za bardzo samo menu. Specjalnością zakładu pozostał tatar. Wśród dań króluje polska kuchnia, pojawia się tradycyjny krokiet z barszczem, domowy kotlet mielony czy śledź po krakowsku. Ale znajdą tu coś dla siebie także wegetarianie.

Stali bywalcy Klubu nie muszą nawet zamawiać. Wystarczy, że kelner zobaczy ich na sali, od razu wie, co im podać. Co trzeba zrobić, żeby znaleźć się w ich gronie i niezależnie od liczby osób  w klubie zasiąść wygodnie w loży z ulubioną potrawą? – Wystarczy odpowiednio często się tu pojawiać – śmieje się właściciel.

Zdjęcia: 1-5 - dzięki uprzejmości Klubu Feniks, 6 – News.Krakow.pl.

Zamknij

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych.
Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia.
Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.